Moje dwie wiekowe cioteczki każdego roku mają ten sam dylemat. Gdy zabieram je na spacer na nadmorski bulwar, obie niezmiennie obawiają się "golasów". Bynajmniej nie chodzi tutaj o wszelkiej maści nudystów, którzy opanowali słynne Chałupy i parę innych polskich plaż. Drogie ciocie "golasami" nazywają wszystkich plażowiczów jakich spotkają po drodze. I nie ma w tym znaczenia, czy zakrywają oni ciało w siedemdziesięciu, czy też siedmiu procentach. Golas to golas i nic tego nie zmieni.
Plażując na piaskach Międzyzdrojów, Łeby, Cannes, Ahlbeck czy Bostonu możemy się mniej lub bardziej zakrywać lub odkrywać. Niekiedy oczywiście pojawiają się jacyś stróże moralności, którzy z zawziętością tropią wszelkie przejawy zgorszenia. Jakiś czas temu, przekonały się o tym dwie młode szczecinianki. Kobiety stanęły przed sadem grodzkim, by odpowiedzieć za opalanie się bez staników na jednym z miejskich kąpielisk. Według stróżów prawa, panie dopuściły się "nieobyczajnego wybryku". Na szczęście całe to zdarzenie w końcu rozeszło się po kościach. Przy tej okazji przypomnijmy walkę, jaką ludzie przez kilkadziesiąt lat musieli toczyć, po to tylko, by bez problemu i prawie na "golasa" położyć się na gorących piaskach plaż.
Dalszą część artykułu możecie przeczytać na: kobieta.wp.pl
foto:lectrahobby.beon.ru